czwartek, 21 listopada 2019

Prawda czy głupota?

Przypominam, że we wpisach nie pojawiają się moje przekonania i poglądy.
Jeżeli ktoś zawitał tu po raz pierwszy, proszę, przeczytaj najpierw Założenia.


Nie jestem święty, co to to nie. Nigdy tak nie uważałem. Wiecie, co jest najgorsze? Chciałem zmian, ale się nie da.
Nie będę przynudzał i opowiadał długą, wzruszającą historię nawróconego alkoholika. Każdy taką słyszał albo domyśla się, jak może ona wyglądać, a moja nie różni się zbytnio od pozostałych miałem wszystko, wszystko straciłem. Jakie to typowe. Zdecydowanie ciekawsza jest historia mojego powrotu do społeczeństwa.
No dobra, macie mnie skłamałem. Nie miałem wszystkiego i wszystkiego nie straciłem. Nie zmieniło się nic, kiedy zacząłem pić, ale kiedy zacząłem się leczyć, posypało się wszystko. Zadowoleni? Ja na pewno nie. 
Chciałbym, żeby moja historia była typowa, bo ją byłbym w stanie zrozumieć: idiota zaczął pić, czym zniszczył sobie życie, ale po latach nałogu wyszedł na prostą. Piękna historia. Może powtarzalna, ale piękna i logiczna. A co ja mam powiedzieć? To jakaś kpina, ponury żart, którego puenty chyba nigdy nie zrozumiem.
Mam dziewczynę, na którą nie zasłużyłem. Nadal mam pracę, którą zapewne za chwilę stracę. Wybudowałem dom. Bajka, nie? Też tak myślałem. 
A teraz chłopy, przyznać się ilu z Was po pracy piwkuje sobie? Już czuję wzrok Ingi, którym wierci mi dziurę w brzuchu. No dobra, nie będę seksistą. Babki też mogą się przyznać, czy piją po pracy.
Ktoś powie: i co z tego? Też tak kiedyś myślałem. Byłem zestresowany, bo szef wiecznie warczał, bo raport się nie zgadzał, bo koledzy z pracy podłożyli świnię no jak się nie napić, nie?  Otwierałem piwko i stres trochę puszczał. Byłem zadowolony, ale Inga... Nie powiedziałem jeszcze? Inga to moja dziewczyna. Więc właśnie ta Ingusia, pani mojego serca i jedyna radość w życiu, niekoniecznie była zachwycona tym sposobem na spędzanie wolnego czasu.
Żeby nie było! Nigdy nie było u nas w domu przemocy. Ta... kto moczymordzie uwierzy? Spytajcie jej, kiedy ją spotkacie. Ach tak, może być zastraszona... To nie wiem, co mam powiedzieć, żeby Was przekonać. Możecie uwierzyć mi na słowo? Dziękuję.
Może znowu skłamałem? Kłóciliśmy się o alkohol. To przemoc? Sam już nie wiem. Kłótnie nie były długie, bo żadne z nas nie traktowało pomysłu, żebym był alkoholikiem na serio. Po prostu chciała czasem gdzieś pojechać, a że bała się jeździć samochodem po mieście, ja robiłem za kierowcę. Jak możecie się domyślać skoro piłem, to nie jechałem. Inga nie była zadowolona i stąd większość awantur.
Nie oceniajcie jej, proszę. W miejscach, w których się wychowaliśmy, alkohol był czymś normalnym. Nie uznawała mnie za pijaka, bo w pamięci miała obrazy z dzieciństwa meneli, którzy cały dzień spędzali albo na piciu, albo na szukaniu pieniędzy na picie. No czy ja mogłem jej wyglądać na osobę uzależnioną? Młody bóg pod krawatem? Rekin w świecie korposzczurów? Dobra, dość tej autoreklamy.
Nie mogę uciec od prawdy, że piłem. Dużo. Czasami cały weekend, a czasami weekendy spędzaliśmy gdzieś we dwójkę albo z najbliższymi znajomymi. Nie... wtedy też piłem. Znowu skłamałem.
Śmieszna rzecz z tym kłamstwem. Terapeuta uzależnień mówił mi, że alkoholik najpierw oszukuje siebie, później otoczenie, a na koniec powie wszystko, byle zdobyć alkohol. Jak myślicie? Powinienem go zmienić, czy ma chłop rację? Od czasu terapii obsesyjnie pilnuję, żeby mówić prawdę, jakby to miało mi w czymś pomóc... Chyba chcę po prostu znowu uzyskać kontrolę... Dobra! Już opowiem Wam, co mi się przytrafiło. Zgadzam się, trochę przydługi ten wstęp.
Ale czy jest o czym mówić? Wystarczy informacja, że żyjemy w chorym kraju, który woli ukrytych alkoholików niż leczących się alkoholików. Dlaczego tak myślę? Zapnijcie pasy, bo czeka Was jazda bez trzymanki po absurdzie lekarzy.
Inga dopiero po jakimś czasie zorientowała się, że coś jest ze mną nie tak. Ponoć robiłem się marudny, kiedy musiałem danego dnia zrezygnować z piweczka albo czegoś mocniejszego. Naciskała, naciskała, aż w końcu dla świętego spokoju poszedłem do tego przeklętego terapeuty. Mam wykupioną prywatną opiekę medyczną u pracodawcy, to cieszyłem się, że przyoszczędzę (taki Janusz ze mnie!), a przy okazji uniknę kolejnych kłótni.
Byłem zachwycony własną przebiegłością; na luzie usiadłem na fotelu u terapeuty, a prawie godzinę później wyszedłem stamtąd załamany. Ja... byłem alkoholikiem? O nie! Nie jestem osobą, która ucieka od problemów. Zrobiłem wszystko, co mówił terapeuta, internety i Inga. No bo co? Ja nie dam rady? Trzymajcie mi piw... Nieważne...
Od pół roku nie piję alkoholu. Ani kropelki! Moja silna wola jest potężniejsza od głupiego nałogu! Ha!
Cały w skowronkach żyłem sobie z Ingusią u boku, aż tu nagle badania okresowe. Na początku nie przeczuwałem, że może zdarzyć się coś złego.
Zgadnijcie co mogło pójść nie tak?
Lekarz nie wydał mi orzeczenia o zdolności do pracy, bo (uwaga!) jednym z czynników było kierowanie pojazdem, a leczę się w terapii uzależnień. Myślałem, że szlag mnie trafi.
To chyba wtedy zacząłem wątpić w zdanie terapeuty na temat kłamstwa. Jak idiota sam się przyznałem, a mogłem siedzieć cicho, chociaż... czy to by coś dało? Nie jestem pewien, ale chyba orzecznik nie powinien mieć wglądu do mojej dokumentacji, nawet jeśli to ta sama placówka, nie? Nie odpowiadajcie! Nie chcę wiedzieć.
Za dwa tygodnie kończy mi się ważność poprzednich badań i jestem, oględnie mówiąc, w ciemnej dupie. Mam możliwość odwołania się od decyzji — tak przynajmniej internety mówią — ale to zabierze mi zbyt wiele czasu i nie ma szans, żebym wyrobił się z terminem. Inna podpowiedź, którą wyczytałem, jest taka, żeby pójść do pracodawcy i poprosić o zmianę stanowiska, ale to nie wchodzi w grę.
To niby nie tragedia, bo z moim wykształceniem i doświadczeniem na pstryk znalazłbym sobie nową pracę, ale pracodawcy rozmawiają ze sobą, a w branży, w której pracuję (dość specyficznej), dyrektorzy i inne szychy są ze sobą po imieniu.
Jak mam powiedzieć Indze, że zostaniemy tylko z jej pensją? Wierzcie mi, nie chodzi tu o męską dumę, ale o nagły spadek standardów życia. Mamy jakieś oszczędności, więc nie będzie źle. Kupi mi to trochę czasu, żeby się przebranżowić, ale sam już nie wiem.
Zawsze najlepiej myślało mi się po alkoholu. Cholera!
Mogłem skłamać, nie? Nazwiecie mnie idiotą, że tego nie zrobiłem. Wiem, jestem ostatnim debilem, ale nie spodziewałem się, że wola leczenia zostanie ukarana. Człowiek uczy się na własnych błędach.


* * * * *

Dzień dobry! Tym razem próbowałam znaleźć trochę lżejszy temat i bohater sam z siebie zaczął opowiadać swoją historię mocno kolokwialnym językiem. Co o tym sądzicie? Powinnam na przyszłość temperować zapędy bohaterów, czy pozwolić im mówić, jak zechcą?

6 komentarzy:

  1. Niech mówią, jak chcą :) Przynajmniej brzmi to bardziej naturalnie.
    Alkoholizm tragiczna rzecz. Nawet teraz jak jechałam sobie na rowerze, widziałam parę: kobieta prowadziła swojego męża, który z trudem trzymał się na nogach. Gdyby szedł sam, prawdopodobnie wpadłby pod samochód. Uważam, że wszystko dla ludzi, ale z umiarem.
    I dobrze, że bohater nie skłamał. Postąpił słusznie. Niech wie, że to wszystko przez alkohol i trzeba zapłacić za swoje błędy.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie będę nakładać cenzury na bohaterów. Niech mówią swoim językiem. ;)
      Również pozdrawiam i życzę miłego dnia! :)

      Usuń
  2. Cześć, tekst jak zwykle świetny. Alkoholizm to trudny temat. Picie alkoholu jest tak głęboko zakorzenione w naszej kulturze, że praktycznie każde spotkanie towarzyskie jest z dodatkiem procentów. Czy to dobrze? Cóż, napiszę to, co powiedziała nam wykładowczyni. Gdyby alkohol został odkryty w obecnych czasach zostałby od razu uznany za najsilniejszy i najniebezpieczniejszy narkotyk. Jestem tego samego zdania, choć abstynentem nie jestem. ;)
    Co do samego bohatera to po prostu wybrał on najprostszy sposób na odstresowanie. Zamiast obżerania się słodyczami [ja ;)] lub sportu wybrał to, co ludzie robią od wieków.
    Niech kamieniem rzuci ten, kto ani razu po trudnym dniu nie miał ochoty na minimum piwo. ;)
    Co do stylu wypowiedzi bohatera, to zależnie od charakteru i twojego widzimisię. ;)
    Na koniec mam pytanie odnośnie pewnego fragmentu tekstu „A teraz chłopy, przyznać się — ilu z Was po pracy piwkuje sobie? Już czuję wzrok Ingi, którym wierci mi dziurę w brzuchu. No dobra, nie będę seksistą. Babki też mogą się przyznać, czy piją po pracy”. Gdzie tu seksizm? :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Temat alkoholu może być różnie interpretowany i odbierany. Kiedyś ze znajomymi (nie ukrywam, że po procentach :P) doszliśmy do wniosku, że gdyby nie propinacja, nie byłby to aż tak wielki problem. Czy mieliśmy rację? Nie mam pojęcia. Zapewne to zbyt daleko idące wnioski, ale samo zjawisko płacenia alkoholem jest dla mnie fascynujące. Nie w pozytywny sposób oczywiście, ale zastanawiam się, na ile mogło mieć wpływ na społeczeństwo w danym obszarze. Cóż, do takich badań jeszcze nie dotarłam, sama nie zamierzam się tym zajmować i nawet nie wiem, czy dałoby się to zbadać. :P
      Wytłumaczę się za bohatera z seksizmu. ;)
      Kreując postać, zastanawiam się, jakie cechy bym jej przypisała, jakie poglądy, postawy itd. Nawet jeśli treść posta dotyczy bardzo konkretnej sprawy (tu alkoholizm), chcę nadać im jakieś drobne, charakterystyczne rysy. Feministka nie napisałaby „jestem psychologiem” (raczej „jestem psycholożką”), ateista nie powie „O Boże!” i nie dlatego, że w życiu codziennym nigdy się to nie zdarzy, tylko dlatego, że w tak zwartym tekście poszlaki muszą być charakterystyczne i łatwo dostrzegalne.
      Ad rem. Tego bohatera wykreowałam w ten sposób, że ma w zwyczaju kpić sobie ze wszystkiego, a nadmierna poprawność polityczna właśnie w tym fragmencie została wyśmiana poprzez wyolbrzymienie (być może nieistniejącego) problemu (może nieudolnie). Wstawka z Ingą jest podpowiedzią, że dziewczyna bohatera może być wyczulona na tym punkcie. ;)

      Usuń
    2. Dziękuję za wyczerpującą odpowiedź dotyczącą seksizmu. Nie wyłapałem tego wyolbrzymienia przez moje skrzywienie. :P Obecnie dużo słów używa się zbyt często lub zmienia się ich znaczenie, ale to temat na inny tekst (chętnie poczytałbym o zdenerwowanej polonistce, która ma dość błędów w Internecie, przyłączyłbym się do jej lamentu). ;)
      A co do płacenia alkoholem to faktycznie zabawne i chyba typowe dla wschodniej Europy (waluta lepsza niż euro). Pamiętam jak kiedyś mój tata dostał za coś flaszkę, potem mama dała tę flaszkę (dlaczego to zawsze jest ta ohydna Finlandia?) siostrze, siostra dała wódkę koleżance, a ta dała tą samą Finlandię(!) z powrotem tacie. :P

      Usuń
    3. Zamierzałam w przyszłości napisać jakiś tekst, w którym bohaterką będzie nauczycielka. Dałeś mi podpowiedź, jakiego przedmiotu mogłaby uczyć. :)

      Usuń