niedziela, 1 grudnia 2019

Poprawiam aluminiową czapeczkę i lecę szukać kosmitów!

Przypominam, że we wpisach nie pojawiają się moje przekonania i poglądy.
Jeżeli ktoś zawitał tu po raz pierwszy, proszę, przeczytaj najpierw Założenia.


Myślenie boli. A samodzielne myślenie? To dopiero hardcore! Jeżeli nie jesteś przygotowany na traktowanie z góry, spojrzenia przepełnione politowaniem, a czasami i werbalne wyszydzanie, nawet tego nie próbuj. Nie wytrzymasz presji społeczeństwa.
Nadal tu jesteś? Ciekawe. Jeżeli naprawdę chcesz wysłuchać tego, co mam do powiedzenia, zapraszam, ale równocześnie uprzedzam — jeśli zaczniesz drążyć, zadawać pytania, mieć wątpliwości, nie ma dla Ciebie ratunku. Zostałeś skazany na los błazna podporządkowanej mainstreamowi masie posłusznych homo non sapiens. Jeszcze to czytasz? O cholera... pamiętaj — uprzedzałem.
Na początku musimy ustalić jedną rzecz — wszyscy jesteśmy osobami wierzącymi. Nie mam na myśli religii, choć później do tego przejdę, ale na tym etapie nie ma to nic wspólnego z duchowością. Musicie zrozumieć, że nie jest to teza, tylko nieuświadomiony fakt. Zaczęło boleć? Czujecie dyskomfort po tych słowach? To dopiero początek!
Dlaczego odważyłem się wypowiedzieć te słowa? Bo to prawda! Zastanówcie się — czy ktoś z Was rozumie świat, mechanizmy nim rządzące, potrafi opisać wszystkie procesy, które nas otaczają (począwszy od chemicznych, a na społecznych zakończywszy)? Jeżeli ktoś odpowiedział: Tak, nie wierzę Ci. Nasz świat zmienia się z dnia na dzień, jesteśmy zewsząd bombardowani informacjami, nowinkami technologicznymi, co chwilę są nowe odkrycia i nawet najtęższe umysły nie są w stanie przyswoić tak wielu danych. Nasz mózg stawia na uproszczenia. Większość ludzi wykreowało sobie wygodną, nienacechowaną pejoratywnie drogę wiary — naukę.
Może potrafisz opisać sposób, w jaki powstaje prąd, wliczając w to skomplikowane obliczenia. Być może potrafisz wytłumaczyć krok po kroku sposób działania smartfona. W to wierzę, ale nie wierzę, że istnieje osoba, która potrafiłaby wyjaśnić wszystko. Nawet najmądrzejsze osoby wierzą w coś, na co pozwala im wąski odbiór rzeczywistości.
Nie potrafimy wyjaśnić wielu zjawisk, więc wybieramy wierzenie w najbardziej prawdopodobną wersję. Problem jest taki, że... my tego nie wiemy, my w to wierzymy. Wierzymy w naukę, jak dawniej wierzono w bóstwa lub monoteistycznego Boga. Myślicie, że kapłani nie potrafili zmanipulować masami i nie dawali pozornie logicznych argumentów, dlaczego jest tak, a nie inaczej? Teraz mechanizm jest taki sam, tylko sposób się zmienił. Pod przykrywką racjonalizmu i oświecenia nadal nas ogłupiają albo dopiero będą to robić.
Nie domyślacie się, co mam na myśli? Im mniej rozumiemy świat, tym łatwiej jest nami manipulować. Bez społeczeństwa już teraz jesteśmy bezradni. Bez nowoczesnych technologii nie potrafimy żyć. Przedstawić Wam ten mechanizm? Proszę bardzo! Najpewniej poruszam się w kulturze chrześcijańskiej, więc proszę nie szukać podtekstów, że tę religię faworyzuję albo najbardziej potępiam.
Dawniej ksiądz był w stanie wykluczyć ze społeczności dowolną osobę, a ludzie dookoła godzili się na ten ostracyzm. Za fasadą miłosierdzia kryło się wiele zła, a osoby niegodzące się z dogmatem musiały liczyć się z konsekwencjami i albo zapomnieć o swoich poglądach, albo żyć w odosobnieniu, akceptując potępienie ze strony własnej społeczności.
Czy dzisiaj jest inaczej? A może dopiero nas to czeka? Wyobraźcie sobie, że zrezygnujemy całkiem z gotówki, a pieniądze będą jedynie walutą wirtualną (zabawne — pieniądze są symbolem kruszcu, a e-waluta symbolem pieniądza — operujemy symbolem symbolu!). Co wówczas będzie stało na przeszkodzie rządzącym (dawniej pomazańcy boży, dzisiaj wybrańcy oświeconego ludu), żeby jednym kliknięciem odebrać Ci cały dobytek i zniszczyć życie? Nic.
Ja na pewno nie. Co najwyżej z boku będę wszystko obserwował i odczuwał ponurą satysfakcję z możliwości spytania: A nie mówiłem? Jeżeli przeszkadza Ci ta wizja, może to czas, żeby zatrzymać się, zastanowić się, czy ten pęd za nowoczesnością, innowacyjnością, nauką, techniką, nie jest przypadkiem tym samym pędem, który już dawniej się odbywał, ale za innymi rzeczami, o których wiemy z perspektywy czasu, że nie wypaliły? Co się zmieniło, że teraz miałoby się udać? Ludzie? Nie rozśmieszajcie mnie.
Mam nadzieję, że przekonałem Cię do tego, że jesteś osobą wierzącą. To teraz uważaj, bo przechodzimy do tematów zahaczających o duchowość, a przede wszystkim o głęboko zakorzenione w naszej świadomości fundamenty wiedzy!
Czekajcie chwileczkę, założę jakiś płaszcz przeciwdeszczowy, bo zbierają się chmury gównoburzy.
Teoria Wielkiego Wybuchu, ewolucja — nie wierzę w nie. Mam wiele pytań, na które nauka odpowiada w sposób dostatecznie zawiły, żeby nikt tego nie zrozumiał. Ktoś może uznać — jestem zbyt głupi, szukam uproszczeń; jasne! To najwygodniejsze stanowisko, ale może najpierw wysłuchacie mnie?
Teoria Wielkiego Wybuchu jest najprostsza do zbicia, bo naukowcy sami uznają ją tylko za najbardziej prawdopodobną. Niezależnie od tego, jaką teorię dadzą, będę miał zasadnicze pytania: kto stworzył osobliwość? kto stworzył materię? kto stworzył prawa rządzące wszechświatem? W tych aspektach jestem za religiami monoteistycznymi, które wykręcają się w bardziej logiczny sposób — absolut jest niemożliwy do zrozumienia i to on stworzył wszystko. Naukowcy (żeby nie zostać wyśmianymi) muszą odrzucić ingerencję absolutu i na ślepo rzucają teoriami, które tylko częściowo da się potwierdzić. Nigdy też nie będą w stanie odpowiedzieć na jedno — jak z niczego powstało coś?
Tak tylko na boku rzucę, że chyba najciekawszymi mitami kosmogonicznymi są te słowiańskie — poczytajcie, naprawdę warto! W sumie nieocenzurowane greckie też są interesujące.
Ewolucja. Jeszcze szczelniej zapinam płaszcz i jazda!
Nie zrozumcie mnie źle, to nie jest tak, że odrzucam całość tej teorii. Zgadzam się, że istnieją procesy, wskutek których zmieniają się określone cechy danego gatunku. Nie zgadzam się z całą resztą. I o ile w przypadku Teorii Wielkiego Wybuchu, raczej nie zanosi się na zmianę stanowiska, tak w przypadku ewolucji chciałbym w nią wierzyć. Próbuję, ale umysł swoje.
W wielkim skrócie teoria ewolucji wygląda tak: [Uwaga! Dla uproszczenia łączę dwie główne teorie powstania życia — samorództwa i zewnętrznej ingerencji — bo dla mnie obie są równie prawdopodobne.]
Była sobie Ziemia, a na niej praocean. W atmosferze wesoło zachodziły procesy chemiczne, a w efekcie licznych, spontanicznych syntez powstały związki organiczne. W Ziemię walnął meteoryt, na którym było jeszcze więcej dodatkowych substratów. To wszystko było poddawane nieustannym procesom chemicznym, co jest nazywane mianem zupy pierwotnej. A z tego wszystkiego powstał uniwersalny wspólny przodek dla całej przyrody ożywionej — komórka prokariotyczna.
Nasza dzielna komórka dzieliła się, robiła wszystko, co tylko mogła, żeby dać możliwość rozwinięcia się wszystkim gatunkom. Tryliony pokoleń później oto jesteśmy my, ludzie, potomkowie dzielnej komórki prokariotycznej.
Tak, wiem, wszystko powiedziane w tym tonie brzmi absurdalnie. Wybaczcie, więcej go nie użyję.
Problemem jest to, że szukam prac naukowych o ewolucji i wszystkie są tylko poszlakami. Przyznacie sami, że sformułowania w stylu w wyniku zmian ewolucyjnych organizmy wykształciły płuca nie brzmią dokładnie. Znalazłem nawet pracę polemiczną, w której odrzucono teorię, że oczy przekształciły się w wyniku wcześniejszych zmian płetw na kończyny. O nie! Autor daje rewolucyjne rozwiązanie — najpierw zmieniły się oczy, a dopiero później kończyny! Niesamowite, prawda? A ja tak tylko po cichu zadaję pytanie — jak?
Może wytłumaczę, co odrzucam w tej teorii. Wątpliwości nie wzbudza we mnie fakt, że małpy i ludzie mogliby pochodzić od wspólnego przodka (jak już wiemy — wszyscy pochodzimy od komórki prokariotycznej...), tylko zmiana środowiska.
Jestem w stanie zrozumieć to, że bioróżnorodność w danym środowisku mogła zajść za sprawą procesów ewolucyjnych. Jasne, nie ma problemu. Ale jak, u licha, wyjaśnić zmianę środowiska? Tego nijak nie mogę zrozumieć, a wszystkie argumenty trafiają jak kulą w płot. Zastanówcie się — nawet jeżeli organizmy miały na to miliony, miliard lat, nie wyjaśnia to tego procesu. Wyobrażam sobie jakieś rybopodobne stworzenie, które próbuje wyjść na ląd, a po jakimś czasie umiera w wyniku uduszenia. I tak za każdym razem. Miliony, miliardy lat, a w mojej wizji nie ma szczęśliwego zakończenia, tylko stosy ciał biednych rybopodobnych na brzegu.
W drugą stronę jest łatwiej, bo oddychać można na powierzchni, a następnie się zanurzać, jak czyni to większość ssaków, które upodobały sobie morza, oceany, rzeki i jeziora jako miejsce życia. Może znajdzie się ktoś, kto wytłumaczy mi, dlaczego tym odważnym rybopodobnym się udało? Jestem otwarty na nowe teorie.
Nie daję Wam gotowych rozwiązań. Nie chcę, żebyście ślepo powtarzali moje słowa, ale może to dobry czas na refleksję, że czasem warto pytać. Jednak nie powinno się zapominać, żeby po drodze słuchać odpowiedzi i to na ich podstawie snuć własne teorie.

* * * 

Dzień dobry! Czy Wy też macie wrażenie, że bohater chciałby opowiedzieć coś jeszcze? 

Od siebie dodam, że jest  on poniekąd związany z teoriami spiskowymi, ale nie chciał mówić na ten temat bez mojej zgody. Co sądzicie o takim pomyśle? Pozwolić mu wygadać się do końca? 

Jeżeli przez dłuższy czas nie będzie żadnych komentarzy (lub tylko takie, w których zgadzacie się), dam bohaterowi powiedzieć resztę, która leży mu na sercu. Jeżeli uznacie, że to niepotrzebne, ocenzuruję niepokornego bohatera. ;)

6 komentarzy:

  1. Cześć, jestem jak najbardziej na tak! :) Uwielbiam teorie spiskowe i nie piszę tego ironicznie. Zbyt wielu ludzi podchodzi do życia bezkrytycznie i na hasło „teoria spiskowa” kręci głową.
    Co do samego tekstu to jestem pozytywnie zaskoczony i chętnie podyskutowałbym z bohaterem. ;)
    Zgadzam się, że każdy w coś wierzy i będzie wierzyć, bo taka ludzka natura, ale jako hybryda ścisłowca i humanisty stanę w obronie nauki. Gdyby nauka kłamała, czy działałyby smartfony, komputery, elektrownie atomowe? Nauka to metody prób i błędów, które nie mają nic wspólnego z wiarą. To prawda, nikt nie wie wszystkiego, co więcej, nikt w pełni nie rozumie mechaniki kwantowej, a światłowody działają. Czy są napędzane wiarą w działanie? ;)
    Do Wielkiego Wybuchu się nie odwołam, bo nie siedzę mocno w fizyce, ale odnośnie Teorii Ewolucji, to bohater naprawdę wywołał burzę. ;)
    Spośród czterech największych gnębicieli niewinnej młodzieży (biologia, chemia, geografia, fizyka) to biologia jest najmniej intuicyjną, najbardziej złożoną i trudną nauką. W biologii zawsze coś się wyłamuje ze schematu i nic nie jest czarno-białe. Nawet nie szare tylko [cenzura] kolorowe. Do czego zmierzam? Teorię (nie hipotezę) Ewolucji nie da się wyjaśnić w jednym zdaniu i nie można upraszczać na chłopski rozum, bo wyjdzie absurd.
    Tyle ode mnie i pozdrawiam i życzę dalszych, równie ciekawych tekstów. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli na razie wychodzi na to, że bohater dostanie drugie pięć minut na teorie spiskowe. ;)
      Wydaje mi się, że bohater nie chciał przekazać, że urządzenia działają dzięki wierze. Raczej chciał przedstawić mechanizm - im mniej rozumiesz, tym łatwiej jest wpływać na Ciebie, manipulować Tobą, a w ostateczności doprowadzić do tego, że bez oparcia (dawniej wiara, dzisiaj technologia) jesteś bezradny i osamotniony w społeczeństwie. Po cichutku, nie wprost, ale napomknął o tym, że technologia już teraz doprowadziła nas do tego, że jesteśmy w stanie wyzbyć się naszej wolności (myśli, przekonań itd.), byle tylko nie została nam odebrana. Dlaczego? Bo np. nie jesteśmy w stanie samodzielnie wytworzyć wszystkich niezbędnych urządzeń, żeby swobodnie funkcjonować w społeczeństwie.
      Co do wiary, czy też raczej użycia tego słowa, chciał tym uzmysłowić, że wiara w bogów / Boga, a w technologię nie różni się zbytnio, bo nie jesteśmy w stanie w pełni zrozumieć ani jednego, ani drugiego. Może kontrowersyjny sposób, ale to znowu miało być tylko przedstawienie mechanizmu.
      Powstrzymałam bohatera przed innym porównaniem, którego chciał użyć: dawni święci i relikwie, a dzisiejsi idole i pamiątki z nimi związane. Nie wiem, czy jesteś zaznajomiony z tym, jak relikwie funkcjonują. Np. relikwie III stopnia to takie przedmioty, które stały się relikwiami, bo jakiś święty dotykał drugiego przedmiotu (czyli relikwia II stopnia), którym dotknął przedmiot pierwszy (czyli relikwie III stopnia). Bohater uznał, że np. licytacje na e-bayu, gdzie swego czasu sprzedawano powietrze, którym oddychał Justin Bieber, pokazują, że zjawiska nie odchodzą w zapomnienie, tylko ulegają przekształceniom.
      Jestem przekonana, że gdyby bohater poszukał w odpowiednich miejscach, znalazłby materiały, żeby lepiej pojąć istotę teorii ewolucji. Może nawet uwierzyłby, że rybopodobne nie umarły w męczarniach na brzegach. :P

      Usuń
    2. Fragment o ewolucji tak mnie zirytował (lekko mówiąc), że umknął mi ogólny przekaz tekstu. :P Ale to na plus za wywoływanie emocji.
      Odebrałem twojego bohatera jako tego, który wszystko neguje dla samego negowania (#płaskoziemcy). Nawet wyobraziłem go sobie jako faceta około 50tki, który po prostu przestał nadążać za światem.
      Samo porównanie technologii i Absolutu/ów trochę chybione, bo Absolutu nie jesteś w stanie zrozumieć. To z założenia byt super, hiper, naj-naj i zostaje ci wiara, ale technologię już możesz ogarnąć. Zajmie ci to minutę, miesiąc, rok, całe życie, lecz w końcu zdołasz zrozumieć mechanizm działania np. krótkofalówki i sama ją nawet zbudujesz. ;) Wiara w technologię to bardziej lenistwo, coś na zasadzie: „Dopóki coś działa, nie trzeba wiedzieć, jak to działa”.
      Co do relikwii to widziałem kradzież buta artyście na scenie i jak się zastanowić, to faktycznie podchodzi pod relikwię tak samo jak powietrze od tego barwnego Kanadyjczyka. ;)
      Zapewniam, że żadne rybopochodne nie umierały w męczarniach. :P

      Usuń
    3. W sumie myślę, że na przyszłość w komentarzach może będę pisała jako bohater, bo daje to dość spore pole do polemiki. ;) Na razie skupię się na próbie wyjaśnienia sposobu myślenia bohatera.
      Wydaje mi się, że to, co Ty uznajesz za lenistwo, on uznał za niemożliwość. Sam zauważyłeś, że zrozumienie działanie pojedynczej rzeczy może zająć sporo czasu. Niemożliwym jest w ciągu całego życia zrozumieć działanie wszystkiego (odkładając nawet na bok fakt, że technologia zdąży się zestarzeć, zanim ją zrozumiesz, a na jej miejsce wejdą nowe). Co pozostało? Wierzenie w wytłumaczenia naukowców dlaczego coś działa tak, a nie inaczej. Natomiast przyznaję rację, że do absolutu to się nie umywa, bo zgodnie z religiami monoteistycznymi, z definicji nie jesteśmy w stanie ich zrozumieć. Bohater chciał chyba polecieć na kontrowersji i barwnym porównaniu. ;)

      Usuń
  2. Bohater bardzo ciekawy i tak, jestem nawet pewna, że ten gość ma dużo i jeszcze więcej do powiedzenia. Tak swoją drogą, czytając ten tekst czekałam tylko, aż zacznie się coś o płaskiej Ziemi, bo ostatnio to bardzo na czasie. Niemniej, rozdział, jak zwykle, interesujący i dostarczający materiału do refleksji. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz za tak karygodnie długi czas odpisywania na komentarz, ale aktualnie w moim życiu dzieje się tak dużo, że trudno mi za tym nadążyć, a co dopiero za blogiem. ;)
      Jeżeli wszystko się u mnie unormuję i znajdę motywację do pisania, namówię bohatera na ciąg dalszy. Może nawet wspomni coś o płaskiej ziemi! :P

      Usuń